Art mama wychodzi czasem ze strefy komfortu i pije herbatkę na kamieniu, przy leśnej ścieżce, ze swoją ulubioną córką artystką, …a ludzie przechodzą i patrzą…
…
Pomysł był wspaniały! Wiosną naszego pierwszego roku na Dalekim Wschodzie postanowiłyśmy wybrać się na długi, leśny spacer – szlakiem. Jak za dawnych czasów poszukać zwiastunów tej najpiękniejszej pory roku. Moja córka artystka, chcąc w najpełniejszej pełni celebrować piękno budzącego się na nowo życia, spakowała do plecaka czajniczek, czarki i herbatkę w termosie. „Cudownie!” – pomyślałam. Gdy już znalazłyśmy się na szlaku to moje wykrzyczane „Cudownie!” stało się uwierającym brzemieniem. Nie wzięłam (przecież) pod uwagę, że jesteśmy w Korei, i że tu na każdym szlaku jest mnóstwo ludzi i niezmiernie trudno znaleźć cichutkie, odosobnione miejsce!! Znalazłyśmy prześliczny skrawek ziemi z kamieniami do siedzenia i większym kamieniem pośrodku, który do złudzenia przypominał stolik. Urocze miejsce… przy ścieżce.
Art mama introwertyk bardzo by sobie życzyła, by wtedy gdy wyciągnęłyśmy czajniczek i czarki nikt na nas nie patrzył. Jednak wiedziała, że to nie jest możliwe. Nie w kraju, w którym ludzie uwielbiają górsko-leśne spacery. Nie gdy jest się cudzoziemcem pijącym sobie „beztrosko” herbatkę z azjatyckiej czarki.
Art mama podjęła jednak decyzję – jak za dawnych czasów – nie patrzeć na lewo ani na prawo, tylko celebrować tę wyjątkową chwilę z córką i na niej skupić wszystkie swoje myśli. Chwytać chwilę, chwytać dzień! „Poznawać życie z każdym oddechem, z każdą czarką herbaty” – aż się prosi, by zacytować tu Katsumoto z filmu „Ostatni Samuraj”.
Oczywiście ludzie patrzyli. Byli też tacy, którzy podeszli, by zadać banalne pytania (spełnił się najczarniejszy scenariusz tegoż wydarzenia!)
…ale ja – mama art, już teraz „ponad”… celebrująca delikatnie przemijającą chwilę, owiana wiosennym wietrzykiem i herbacianym aromatem…






