„Mamo patrz!”

„Mamo patrz!” – jak echo wraca do mnie dziecięce wołanie… Codzienne domowe przedstawienia i ja – wierny widz. Nie opuściłam żadnego spektaklu.

Ciągle świeże wspomnienia i myśli, tak jakby to było wczoraj… tydzień temu… choć za nami już prawie dwie dekady…
Tańczył zawsze. Najpierw stawiał pierwsze kroki, by potem już tylko tańczyć nieustannie… w rytm muzyki… i bez muzyki, a może to tylko ja jej czasem nie słyszałam… może w jego żyłach nieustannie pulsowała, ta wyczuwalna jedynie sercem, przynaglająca by wirować bez ustanku – muzyka, melodia, piosenka jego istnienia…

Postanowiliśmy ukierunkować tę pasję. Gdy miał osiem lat zapisaliśmy go do szkoły baletowej.

Rozpoczął się wówczas zupełnie nowy rozdział w życiu całej naszej rodziny…

Pierwszy rok przeszedł gładko – wybraliśmy przecież szkołę z najmniejszą liczbą lekcji. Dojeżdżanie dwa razy w tygodniu spod krakowskiej miejscowości do centrum Krakowa, nie było aż tak wielkim wyzwaniem. Jednak w kolejnym roku zajęcia się podwoiły, a w następnym odbywały się już sześć dni w tygodniu!

Czy byliśmy na to przygotowani?…

Nie. Nie byliśmy wcale gotowi. Człowiek zawsze instynktownie wybiera to, co najłatwiejsze. Nie lubimy zabiegania, poświęcenia, wykradania naszych cennych minut. Nie byliśmy gotowi. Chyba nigdy nie zdołalibyśmy się przygotować. I chyba nie do końca chodzi o przygotowanie – to raczej podjęcie decyzji. Zostaliśmy wrzuceni w samo centrum profesjonalnego świata baletu i szukając tam półśrodków nie mieliśmy szans. Nie mieliśmy wcześniej żadnego doświadczenia z tą sztuką, więc nie zdawaliśmy sobie sprawy, że na szali trzeba położyć wszystko. A teraz staliśmy przed wyborem – czy rzeczywiście oddać wszystko i przygotować naszego syna do zawodu profesjonalnego tancerza, czy może zapisać go po prostu do ogniska tanecznego w Domu Kultury, by miał miłe wspomnienia, a my święty spokój.

Nie mam nic przeciwko ogniskom baletowym i innym zajęciom w Domu Kultury. Są bardzo potrzebne i rozwijające – nasze młodsze dziecko chodziło na takie zajęcia i byliśmy bardzo zadowoleni. Teraz chodziło jednak o konkretny przypadek chłopca, który nawet wykonując domowe obowiązki nie mógł się powstrzymać od tańca.

Postanowiliśmy nie schodzić z tej ścieżki.

Położyliśmy na szali wszystko. Codzienne dojazdy, próby, przedstawienia… edukacja domowa pod koniec szkoły podstawowej i na początku gimnazjum… przeprowadzka rodzinna do Warszawy na dwa lata… wyjazd naszego syna do szkoły do Monachium, rozstanie i utrzymywanie więzi pomimo tysięcy kilometrów, które nas dzieliły…

Po ukończeniu szkoły baletowej nasz Stanisław pracował przez siedem lat w Royal Ballet w Londynie. Dziś  jest solistą w Semperoper w Dreźnie.

Ja już nie tak często mogę oglądać na żywo jego przedstawienia. Systematycznie jednak dostaję taneczne nagrania, by cały czas być na bieżąco… jakbym wciąż słyszała jego wołanie sprzed lat: „Mamo patrz!”

Udostępnij: