Pod koniec ubiegłego milenium urodził się chłopiec, który nie mógł przestać tańczyć. Wszystko wokół inspirowało go. W każdym miejscu dostrzegał okazję, by to co zwykłe, codzienne przekuć na wyjątkowe, zachwycające. Każda czynność, każdy obowiązek był okazją do tworzenia nowych układów tanecznych – nawet zwykłe odkurzanie…
Mamy szczęście być rodzicami tego chłopca.
Czasem poszukiwanie drogi życiowej, odkrywanie przeznaczenia zajmuje nam wiele lat. Szukamy swoich pasji i swojego miejsca na świecie. Zdarza się jednak, że pasja jest tak silnie i głęboko zakorzeniona w nas, że nie musimy jej szukać, ona sama nas odnajduje. Tak było w życiu naszego syna. Gdy tylko zaczął chodzić, jednocześnie z jego ruchów zaczął wypływać taniec. Tańczył codziennie. A począwszy od trzeciego roku życia, każdego dnia organizował nam domowe przedstawienia. Dziecięcy głosik nieustannie odrywał mnie od prac domowych: „Mamo patrz!” i musiałam całą swoją uwagę kierować na jego taniec. Nic nie było w stanie go zatrzymać. Zwykłe domowe czynności były dla niego inspiracją. Układy taneczne powstawały podczas odkurzania czy zamiatania. Tanecznym krokiem nakrywał do stołu. Nie potrafił tego zatrzymać, jakaś wewnętrzna siła prowadziła go, tak jakby w jego żyłach pulsowała nieustanna muzyka. Kiedyś gdy zarządziłam w okresie Wielkiego Postu dzień bez telewizji, komputera, bez muzyki, mój synek zapytał mnie – „Tańczyć też nie można?” Odpowiedziałam – „Nie.” „To co ja będę robił?!” – wykrzyknął.
Zdecydowaliśmy się zapisać Stanisława do szkoły baletowej. To była zbyt wielka miłość, żeby ośmielać się ją stłumić. Wiedzieliśmy, że musimy ten ogień ukierunkować.
W Krakowie niestety nie ma ogólnokształcącej szkoły baletowej, więc musieliśmy znaleźć zajęcia popołudniowe. Nigdy wcześniej nie interesowaliśmy się baletem w jakiś szczególny sposób i nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego z czym wiąże się edukacja baletowa, dlatego naszym kryterium wyboru szkoły była częstotliwość zajęć w tygodniu. Jako rodzice trójki dzieci szukaliśmy szkoły z najmniejszą ilością zajęć, nie mogliśmy przecież poświęcić całego czasu tylko jednemu dziecku. I tak w wieku ośmiu lat Stanisław rozpoczął edukację baletową w Krakowskiej Zawodowej Szkole Baletowej, w której klasa przygotowawcza miała wówczas zajęcia dwa razy w tygodniu. Nie zdawaliśmy sobie wtedy sprawy, że ta decyzja zmieni całe nasze życie.
Z lekcji baletu zawsze wychodził szczęśliwy. To było coś wyjątkowego – chłopiec, któremu trudno było się skupić na jakimkolwiek zadaniu, każdego dnia wykonywał wciąż te same ćwiczenia baletowe i czerpał z tego radość. W domu, po powrocie z zajęć jeszcze raz przeżywał od nowa całą lekcję i pokazywał czego się nauczył. Z zainteresowaniem podziwiał taniec starszych koleżanek i kolegów. Chłonął całym sobą każde przedstawienie, każdą próbę, każde spotkanie z profesjonalnym tancerzem.
Pierwszy rok nauki w szkole baletowej nie był dużym obciążeniem, ale już w następnym liczba zajęć w tygodniu wzrosła do czterech, a w kolejnym do sześciu. Jako rodzina stanęliśmy przed wyborem, czy będziemy kontynuować tę podróż – trudną i pełną wyzwań, czy znajdziemy coś mniej wymagającego. Musieliśmy podjąć decyzję, czy kładziemy nasze życie i w dużym stopniu też życie młodszego rodzeństwa Stanisława, by on mógł realizować swoją pasję jako zawodowy tancerz. Decyzja była trudna, bo na swój sposób dotyczyła całej rodziny. Ostatecznie zdecydowaliśmy się dalej kroczyć tą drogą. To niesamowite jak odkryta pasja, którą zaczyna się pielęgnować potrafi objąć swoim zasięgiem coraz szersze kręgi. Edukacja baletowa Stanisława objęła również nas rodziców, rodzeństwo, dalszą rodzinę, przyjaciół. Razem z naszym synem uczyliśmy się dyscypliny, odpowiedzialności, poświęcenia, ale też dostrzegania piękna, sztuki, umiejętności wyrażania uczuć.
Edukacja baletowa to nie tylko uczenie techniki tańca i przekazywanie wiedzy o tańcu, ale również rozbudzanie kreatywności, kształtowanie wrażliwości, budowanie charakteru. Wykonywane codziennie, przez kilka godzin wciąż te same ćwiczenia, rutyna, która zdawałoby się może zniszczyć kreatywność, paradoksalnie stanowi idealny fundament, by w sposób perfekcyjny wyrażać swoją indywidualność.
Szkoły baletowe kojarzą nam się z rygorem, dyscypliną, wygórowanymi wymaganiami. Jako mama często zastanawiałam się czy to nie za duże obciążenie dla dziecka. Jednak nasz syn najszczęśliwszy wydawał się wtedy, gdy był najbardziej zmęczony, gdy po zajęciach wychodził cały mokry od potu. Teraz, z perspektywy czasu, najlepiej wspomina najtrudniejsze lekcje i najbardziej wymagających nauczycieli.
Po czterech latach spędzonych w Krakowskiej Zawodowej Szkole Baletowej i roku w Studiu Baletowym przy Operze Krakowskiej, Stanisław kontynuował naukę w Ogólnokształcącej Szkole Baletowej w Warszawie. Przeprowadziliśmy się tam, żeby towarzyszyć mu w procesie stawania się tancerzem. Większość dnia spędzał w szkole, ale zawsze wracał szczęśliwy. Przebywanie wśród przyjaciół, którzy podzielali jego zainteresowania było niezwykle wzmacniającym doświadczeniem. Wcześniej nie zawsze spotykał zrozumienie czy akceptację. Podziwiam pasję młodych ludzi w balecie, którzy potrafią przeciwstawić się presji rówieśniczej, która w wieku nastoletnim ma tak ogromną siłę. Dzień za dniem, rok za rokiem dyscyplinując swoje ciało, stawiając sobie coraz wyższe poprzeczki, pną się w górę, sięgają marzeń.
To jest przedziwna dyscyplina sztuki, której trzeba się oddać bezwarunkowo. Łączy się ona ściśle z bólem i poświęceniem. Tu nie wystarczy przymus zewnętrzny – żeby rozkwitnąć trzeba oddać się jej dobrowolnie, w całości. Mieliśmy wielki przywilej być świadkami kształtowania się tej przedziwnej miłości. Obserwowaliśmy jak mały niecierpliwy chłopiec, unikający obowiązków, szukający psot zmienia się w dojrzałego, zdyscyplinowanego, wspierającego innych, odpowiedzialnego mężczyznę. Miłość do sztuki, do piękna, zawsze była w jego sercu, ale stopniowo pod okiem nauczycieli nabierała wyjątkowego kształtu.
Trzy ostatnie lata edukacji baletowej Stanisława to Ballet Academy – University of Music and Performing Arts w Monachium. Było to kolejne wyzwanie – rozstanie z domem rodzinnym. Artyści to niezwykle wrażliwe dusze, które czerpią duże wsparcie z relacji rodzinnych. I tu znów pasja musi być silniejsza. Nas dzieliło od naszego syna 800 kilometrów, ale w szkole w Monachium byli również uczniowie z odległych stron świata – z Brazylii, Japonii, Australii, którzy widywali się z rodzinami raz w roku, albo rzadziej.
Nigdy nie wyobrażałam sobie, że wypuszczę dziecko spod swoich skrzydeł w wieku szesnastu lat i pozwolę wyjechać za granicę, by tam się kształciło. Relacje i więzi rodzinne zawsze były u mnie na pierwszym miejscu. To ciekawe jak szkoła baletowa przygotowując naszego syna, przygotowała do tego kroku również mnie. Te wszystkie wspaniałe cechy i talenty, którymi Stanisław został obdarowany przez Stwórcę wyostrzyły się, umocniły i ugruntowały w procesie stawania się tancerzem, w codziennej dyscyplinie, samozaparciu, nieustępliwości, wytrwałości. Gdy więc nadszedł dzień wyjazdu do Monachium wiedziałam, że to już nie jest ten mały chłopiec, który potrzebuje mojej nieustannej pomocy.
Okres trzech lat z dala od domu był nie tylko szkołą baletu, ale też krokiem milowym w dorosłość. Codzienna ciężka praca nad swoim ciałem, ale też pranie, gotowanie, sprzątanie – o wszystko trzeba było samemu się zatroszczyć. Rutynowe ćwiczenia baletowe, przygotowywanie repertuaru, liczne próby, przedstawienia. Cały wysiłek włożony w to, by być doskonalszym każdego dnia, i by wreszcie spełnić się na scenie.
Każdy z tych młodych ludzi ukształtowany w szczególny sposób, wnosi do świata wyjątkową wartość. Zawsze uprzejmi, otwarci, chętni by dzielić się z innymi tym, co mają najcenniejszego. Widać u nich to znamię ciężkiej pracy – doskonały warsztat artystyczny i unikalny charakter. Tak widzę szkołę baletu – jako swoistą szkołę życia.
Stanisław otrzymał dyplom tancerza osiem lat temu. Można by to uznać za ukończenie edukacji baletowej, ale gdy go obserwuję i gdy obserwuję jego przyjaciół mam wrażenie, że ten proces nigdy się nie kończy. Każdego dnia dążą do doskonałości, do perfekcji. Każdego dnia wkładają ogromny wysiłek w to, by choć o milimetr przybliżyć się do ideału. Można powiedzieć, że edukacja baletowa to edukacja permanentna.
Na nas jako na rodziców ta wyjątkowa dziedzina sztuki też nie przestała oddziaływać. Zaczęła nawet poszerzać nasze horyzonty jeszcze bardziej. Nasz kontakt z baletem zaczął przybierać nowe formy. Obserwując przez wiele lat uczniów i młodych tancerzy, mogliśmy dostrzec z jakimi trudnościami i wyzwaniami się stykają. Postanowiliśmy być podparciem dla tych pięknych ludzi. Kilka lat temu założyliśmy Fundację Dance to Be, która pragnie ułatwić nieco tę trudną drogę stawania się profesjonalnym tancerzem. To, co widzimy na scenie, to etap końcowy. Fundacja Dance to Be pragnie być wsparciem w procesie, w codzienności, w trudnościach. Bardzo nam zależy, by wzmacniać młodych artystów, być zachętą, dodawać skrzydeł, by mogli się wznieść wysoko. Chcemy towarzyszyć im w tej pięknej podróży.
Gdy myślę o tych wszystkich latach poświęconych edukacji baletowej czuję wdzięczność i radość. Zupełnie mimochodem, po prostu będąc obok, tak wiele się nauczyłam. I cieszę się na wszystko co jeszcze przed nami, bo ta podróż się nie kończy.

Tekst ukazał się w 2021 roku w wydaniu specjalnym kwartalnika „Taniec” – Dodatek 2021 „Edukacja taneczna”.







