To jedna z kilku złotych zasad mojego rodzicielstwa. Zasada, która monitoruje codzienne, najzwyklejsze, (zdawałoby się – zupełnie nieważne) wybory.
– „Mamo, mogę zrobić na salonie domek z poduszek i koca?”
– „Nie.”
– „Mamo, upieczemy dziś ciasteczka?”
– „Nie, nie dzisiaj.”
– „Mogę dziś zaprosić koleżankę?”
– „Nie, może innym razem.”
Dzieci mają mnóstwo pomysłów, by uczynić każdy swój dzień wspanialszym. I jakimś dziwnym trafem wszystkie te pomysły zazwyczaj wykradają twój czas, ład w twoim otoczeniu, harmonię twojego wnętrza, którą z taką starannością pielęgnujesz dzień po dniu.
…bo przecież właśnie posprzątałaś i chcesz, by twój dom, choć przez chwilę wyglądał porządnie, jak w tych wszystkich katalogach, które przeglądasz snując marzenia o najpiękniejszym domu na świecie.
…bo właśnie skończyłaś gotowanie i zmywanie naczyń, i kuchnia lśni, a ty masz trochę wolnego czasu. Dla siebie. Wyciągać teraz mąkę, jajka, masło i bawić się w ugniatanie ciasta? A potem jeszcze to wykrawanie niekończących się ilości ciasteczek i skrawki pozostałego ciasta walającego się po stole, podłodze i krzesłach! Na własne życzenie w oka mgnieniu w kuchni znów masz stos brudnych naczyń i lepiące się blaty. Ta koszmarna wizja zmusza cię do tego, by szybko odpowiedzieć „nie”.
I jeszcze gdy zaprosi koleżankę, to zamieszanie, nieporządek i chaos podwoją się w tempie błyskawicznym.
Ale… czytałam kiedyś w pewnej mądrej książce, że warto zachować „amunicję” na rzeczy naprawdę ważne. Bo jeśli będziemy zbyt często zakazywać wszystkich drobiazgów i nie pozwalać na realizowanie najzwyklejszych pomysłów, to gdy pojawi się temat naprawdę ważny, związany ze zdrowiem, bezpieczeństwem, moralnością – pytać już nie będą, a tym bardziej słuchać.
Starałam się więc pamiętać o tej zasadzie w powszednich zaskoczeniach: „Mamo, mogę…?”
I chociaż nie zawsze mi to wychodziło, to za każdym razem jak echo wracały w moich myślach słowa: „Nie mów NIE, gdy możesz powiedzieć TAK”.









